piątek, 10 maja 2013

Bloga nadrabianie, czyli Ćwiek, Król i Róże.

Bloga nadrabianie. Z ostatniego tygodnia. Bo na zamieszczenie wszystkiego nie ma szans:)

Na pierwszy ogień idzie: Komórka- Stephen King

Jak niejednokrotnie podkreślam, jestem wielką fanką twórczości S. Kinga. Rozumiem, że nie każdemu odpowiada jego pióro, niektórzy twierdzą,że jest trywialne, ja natomiast uwielbiam.

Skuszona więc autorem, ponadto tematyką (zombie? to coś dla mnie!) sięgnęłam po "komórkę". Sięgnęłam.... jakieś 2 lata temu. przeczytałam 20 str. i książka trafiła z powrotem na półkę czekając na lepsze czasy. Doczekała się. W związku z powziętym ostatnio postanowieniem skończenia wszystkich pozaczynanych ksiązek (Wiek Cudów, Narodziny Gubernatora, Drwal, Zachcianki, i właśnie Komórka) ,w końcu zmusiłam się do jej przeczytania.

Fabuła książki jest raczej przewidywalna, jeśli czytujecie książki o zombiakach. Jest sobie zombie apokalipsa. Wśród ludzi szybko rozprzestrzenia się wirus powodujący żądzę świeżych, ludzkich flaczków. Jest facet, zazwyczaj rozwiedziony, który gdzieś daleko ma dziecko, które chce ocalić. I cała książka kręci się wokół tego czy dotrze do tego ukochanego dziecka, zanim zostanie zainfekowane. Podobnie zbudowana jest fabuła "Komórki". Główny bohater, Clay Ridell , zawodowo zajmujący się rysowaniem komiksów, znajduje się akurat z dala od domu, kiedy z ludźmi zaczyna dziać się cos dziwnego. Clay jest świadkiem nagłych ataków agresji. Jest krew, są flaki, szaleńcy biegający po ulicach i atakujacy przechodniów. Jednak u Kinga nie są to typowe zombiaki- ludzie Ci wciąż są żywi, ponadto posiadają jakieś resztki świadomości. Sam wirus również nie jest typowym "wirusem Zet".Fabuła, jak juz wcześniej wspomniałam, głównie opiera się na próbach dotarcia przez Claya do swojego nastoletniego syna, zanim zostanie on zainfekowany. Rysownikowi w tej podróży towarzyszy Tom, biznesmen którego główny bohater spotyka na samym początku "końca", oraz Alice, nastolatka, której obaj ratują życie.

Muszę przyznać, że wyjątkowo męczyłam się przy tej książce. Po pierwsze, wszystko jest moim zdaniem niepotrzebnie rozwleczone. Fabuła ciągnie się niemiłosiernie. Cały czas liczyłam, że fabuła nabierze akcji, że będzie choć trochę ciekawiej... był taki moment, ale bardzo szybko, niestety, minął. Inna sprawa że popełniłam duży błąd kupując tę książkę w wydaniu kieszonkowym- pierwszy i ostatni raz,czytanie tego maczku jest bardzo męczące.

Sama z siebie pewnie nie skończyłabym tej książki :) Na szczęście obecnie A. zajęty jest dłubaniem się w samochodzie, więc ostatnio nasze randki wyglądają tak,że on ciężko pracuje, a ja w tym czasie siedzę, pachnę, ładnie wyglądam, zabawiam go konwersacją, a w międzyczasie właśnie czytam :) (żartuję, tak naprawdę to mu pomagam, a w międzyczasie czytam ;)

Nie będę bawić się w ocenianie książki punktami, po prostu za kryterium przyjmuję obecnie to, czy CHCĘ przeczytać ją jeszcze raz, czy chcę mieć ją na swojej półce. Tej nie chcę :) nie sięgnę po nią drugi raz.
I jeszcze to, co mi przygrywało podczas czytania :)

niedziela, 18 marca 2012

Danuta Wałęsa- Marzenia i tajemnice


Nieczęsto zdarza mi się czytać książki autorów, z których poglądami całkowicie się nie zgadzam. Czasem jednak wygrywa ciekawość, i tak też było w przypadku książki pani Wałęsy. Najlepszy przykład na to, że ciekawość nie popłaca.
Możliwe, że nie doceniłam tej książki. Nie potrafię jednak powiedzieć nic pozytywnego o lekturze, w której 550 str czytam utyskiwania. Na męża, na system, na polityków, na znajomych. O, jak wielkie było moje zdziwienie, jak doszłam do rozdziału w ktorym pani Danuta wypowiada się (niekoniecznie pochlebnie) o ludziach, których miała okazję poznać. Jeśli to jest ta reklamowana "szczerość" to ja nie mam więcej pytań.
Ponadto książka jest pisana tak okropnym językiem, że nie da się jej czytać nie irytując się. Wiem, że to są wspomnienia. Tu bardziej chodzi o samą treść niż o formę przekazu. Co nie zmienia faktu, że ... cóż, pozwolę sobie przytoczyć parę cytatów.
"Moja mama przyjezdzala do nas raz w roku. Przywoziła różne rzeczy. Czasem kure, czasem jajka. Dawniej, jak ktos przyjezdzał ze wsi to zawsze cos przywoził"

"Dzieci, gdy byly male , oczywiscie nosily ubrania jedno po drugim. Jak podrastały , to juz nie, bo dzieci rwą ubrania"

Sięgając po tę książkę liczyłam przede wszystkim na coś zupełnie innego. Nawet ciężko mi powiedzieć na co konkretnie- po prostu liczyłam, że osoba, która miała okazję poznać Królową Elżbietę, Karola XVI Gustawa, Edwarda Kennedy'ego czy Reagana będzie miała coś ciekawego na ten temat do powiedzenia.

Mój stosunek do tej książki najlepiej odda fakt, jak wielkie było moje zdziwienie, gdy okazało się, że pani Wałęsa dostała nagrodę radia TOK FM "za odważne, niekonwencjonalne, niezwykłe działania, dzieła lub wypowiedzi, które w ciągu minionego roku miały istotny wpływ na świadomość społeczną lub zmieniły polską rzeczywistość". Nie wiem, w jaki sposób ta książka wpłynęła na świadomość społeczną, ponieważ nie niesie żadnego konkretnego przekazu.

czwartek, 1 grudnia 2011

Małgorzata Taklińska- Pearl Jam- Roślina


Kolejna pozycja to wspomniana przeze mnie w ostatnim poście "Roślina" Taklińskiej. Z racji pewnego przesytu beletrystyką ostatnio ciągnie mnie do biografii, książek podróżniczych, itp. Ponadto Pearl Jam jest jednym z moich ulubionych zespołów. Tak więc kiedy przeglądając wiadomy seriws aukcyjny natknęłam się na tę pozycję- po prostu nie mogłam jej nie kupić:)

"Roślina" (a przynajmniej jej 3 wydanie, które udało mi się dostać) w pełni zaspokoiła mój głód wiedzy na temat PJ. Po pierwsze autorka dość szczegółowo przedstawia działalność muzyczną członków zespołu jeszcze z czasów przed jego powstaniem. Dzięki temu udało mi się poznać dużo dobrej muzyki, której zapewne sama bym nie znalazła. Kolejna, dość ważna dla mnie kwestia to bardzo szczegółowy opis nagrywanych kolejnych płyt. Fajnie dowiedzieć się w jakich okolicznościach powstały poszczególne kawałki. Zdecydowanie plusem są też też krótkie biografie poszczególnych członków zespołu. Miłym zaskoczeniem na końcu książki są teksty wszystkich (nagranych do momentu powstania książki) kawałków wraz z ich tłumaczeniem na język polski. Książka jest także bogata w kolorowe zdjęcia z koncertów, co zdecydowanie podnosi jej atrakcyjność.

To, co w "Roślinie" mi się nie podobało to przede wszystkim wrażenie, że książka nie przechodziła jakiejkolwiek korekty. Ponadto dział "w trasie"- 50 stron na których wypisane są wszystkie dane przez PJ koncerty, setlisty z tych koncertów, liczba publiczności itp. Chyba po prostu nie jestem jeszcze fanem na tak zaawansowanym poziomie, żeby mnie to miało interesować ;)

Podsumowując- ciesze się z zakupu. Ogromną przyjemność sprawiło mi przesłuchiwanie wszystkich kawałków po poznaniu okoliczności ich powstania :)

Andrei Makine- Kobieta, która czekała


Kolejną (po dość długiej przerwie) książką, o której chciałabym powiedzieć jest "Kobieta, która czekała". Książka ta samym opisem niespecjalnie mnie zachęciła, ale zdecydowałam się ją przeczytać, gdyż jeden z moich wykładowców mi ją polecił ok. rok temu. Zdążyłam już o niej zapomnieć, ale ostatnio przy okazji zamawiania "Pearl Jam- Roślina" (książki, o której bądź co bądź zamierzam również wspomnieć), zauważyłam pozycję Makine'a wśród innych przedmiotów sprzedającego. Pomyślałam- czemu nie?

Związek radziecki. Poznajmy Andrieja. Andriej jest studentem, poetą, działaczem opozycji. W wyniku zawirowań w życiu prywatnym, bohater udaje się na prowincje w północnej części ZSRR. Tam spotyka Wierę- tytułową bohaterkę, która od lat czeka na znak od mężczyzny swojego życia, mężczyzny, który poszedł na wojnę i słuch o nim zaginął. Zafascynowany jej historią zaczyna coraz bardziej zbliżać się do niej, do "tej, która czeka". Brzmi jak kolejna historia miłosna? Nic bardziej mylnego.

Moim zdaniem "Kobieta, która czekała" to przede wszystkim przekrój przez społeczeństwo Rosji komunistycznej. Z jednej strony pojawiają się tu studenci, artyści, opozycjoniści, którzy prowadzą wygodne życie w wielkim mieście. Czas mija im na nocnych spotkaniach na których dyskutują o sztuce, oraz oddają się uciechom cielesnym.
Z drugiej strony spotykamy się z "ludem pracującym", robotnikami, przez bohaterów określanych pogardliwie "podklasą nędznych trybików systemu". Andriei widzi ich, jako "Zbity, zobojętniały tłum, magma otumanionych twarzy, odrętwiałych z niewyspania ciał, pospolitych, pozbawionych cienia fantazji ubrań".
Z kolei mieszkańcy wsi, do której trafia Andriei reprezentują zupełnie inną postawę. Ci, którzy zostali na wsi- przede wszystkim starsze kobiety i dzieci, stanowią pewną wspólnotę. Wzajemnie się wspierają i pomagają sobie. Idealnym przykładem takiej postawy jest Wiera- typowa altruistka, całkowicie poświęcona niesieniu pomocy potrzebującym.

Ponadto powieść ukazuje pewne przemiany wewnętrzne bohatera. Pod wpływem znajomości ze starszą od siebie kobietą Andriei jakby dojrzewa, zmienia podejście do otaczającego świata.

"Kobieta, która czekała" jest dość specyficzną lekturą. Myślę, że to, czy ta historia zachwyci, w dużej mierze zależy od odpowiedniego zdystansowania się do niej. Cała treść zawarta jest na zaledwie 165 stronach, przez co da się wyczuć pewien minimalizm w prowadzeniu fabuły.
Moim zdaniem książka jest zdecydowanie warta przeczytania.

sobota, 13 listopada 2010

Maja Porczyńska - Bliżej, niż myślisz


Często narzekam na to, że jesli zacznę książkę, to choćby nie wiem jak bardzo mnie nużyła, nie potrafię rzucić jej w połowie. Po prostu zawsze kończę książkę, którą zaczęłam czytać, często tracąc przez nią czas, bo rzadko okazuje się, że zmyliło mnie pierwsze wrażenie.
"Bliżej, niż myslisz" to właśnie taka książka. Jest to zbiór kilkunastu opowiadań. Jak wielokrotnie podkreślałam opowiadania to jeden z moich ulubionych gatunków literackich. Tym razem nawet to nie uratowało tej książki...

Henryk Sienkiewicz napisał, że o człowieku nie wolno wątpić, póki żyje - opowiadania Mai Porczyńskiej przekonują, ile prawdy kryje się w tym zdaniu. Poruszają najdelikatniejsze struny naszej duszy. Oto, co możemy przeczytać na okładce. Brzmi zachęcająco, nieprawdaż? i ma to wiele wspolnego z prawdą. Szkoda tylko, że w zasadzie każde opowiadanie jest takie samo. Blablabla. jestem zły. spotykam na swojej drodze chorego człowieka. olśniewa mnie,że powinienem byc dobry. zmieniam swoje życie. blablabla. jestem dobry,spotykam na swej drodze złego człowieka, pomagam mu zmienić swoje życie.
Przesłanie w tych opowiadaniach jest TAK DYSKRETNE, że przy kazdym kolejnym dostawałam nim, za przeproszeniem, prosto w twarz. Autorka albo wątpi w intelekt swoich czytelników, albo po prostu powinna podszkolić warsztat.

Jedyną zaletą książki jest to, że bardzo szybko i lekko się ją czyta- ot , lektura na 40minutową podróż pociągiem. Jeszcze gdyby nie fakt, ze czytając ją byłam poirytowana przewidywalnośćią i 'głębią głębi'- może nie byłoby tak źle:)

Nie Polecam.
i cały czas obiecuję sobie, ze nie bede eksperymentowac z nieznanymi autorami:)

piątek, 12 listopada 2010

Peter Hedges- Wyższe Sfery



Dzisiaj mój najświeższy nabytek- przedwczoraj odebrałam przesyłkę od radia czwórka i o to, co znalazłam w środku:)

To moja pierwsza styczność z twórczością Petera Hedgesa- co prawda "Co gryzie Gilberta Grape'a" to jeden z moich ulubionych filmów, ale do tej pory nie miałam okazji zapoznać się z powieścia, na podstawie której został nakręcony. Myślę,że po lekturze "Wyższych sfer" zechcę zapoznać się z pozostałym dorobkiem Hedgesa:)

Główni bohaterowie- Kate i Tim to młode małżeństwo z dwójką dzieci. On- lubiany nauczyciel historii w elitarnej szkole. Ona- zajmuje sie dziećmi, i stara się być dla nich najlepszą matką na świecie. Ich życie wydaje się prawie idealne- robią to,co lubią, kochają się, mają wspaniałą rodzinę i przyjaciół.Pewnego dnia w ich życiu pojawia sie Anna- nowa sąsiadka. Anna ma wszystko- urodę, pieniądze,pozornie kochającego ją męża. Na swoich przyjaciół wybiera właśnie Kate i Tima. Początkowo oczarowani Anną,stopniowo obydwoje zaczynają odczuwać destrukcyjny wpływ tej przyjaźni na ich małżeństwo. Czy zerwanie kontaktu z toksyczną przyjaciółką pomoże temu małżeństwu?

Wyższe sfery- to jedna z najprzyjemniejszych lektur, jakie ostatnimi czasy czytałam- pisana lekkim językiem, fabuła przedstawiona w bardzo ciekawy sposób:)Książka, nad która nie trzeba się specjalnie zastanawiać- świetna na takie smutne, jesienne wieczory. naprawdę polecam:)

poniedziałek, 8 listopada 2010

Stephen King- Rose Madder


Na następny ogień idzie kolejna z przeczytanych książek Króla. Z jego twórczością miałam styczność od najmłodszych lat, a to za sprawą mojej mamy, która prozę Kinga czytuje systematycznie, i cały czas uzupełnia księgozbiór.
Rose Madder to książka wydana już jakiś czas temu, w moje ręce wpadła jednak stosunkowo niedawno.

Rose jest ofiarą przemocy. Jej życie to koszmar, który wiedzie u boku męża- sadysty. Przez wiele lat znosi upokorzenia ze strony męża, ale pewnego dnia coś w niej pęka i postanawia odejść. Po prostu wychodzi z domu i wyjeżdza, jak najdalej od męża psychopaty. Rose próbuje zacząć wszystko od nowa. Znajduje pracę, poznaje nowych ludzi. Pewnego dnia, chcąć sprzedać pierścionek zaręczynowy od męża trafia do komisu, gdzie jej uwagę zwraca pewien obraz. Zafascynowana rose kupuje go. Z czasem odkrywa,że nie jest to zwykły obraz. W międzyczasie mąż podąża jej śladem poszukując Rose, by się zemścić. Czy uda mu się to i jaki wpływ na wszystko będzie miał tajemniczy obraz? tego zdradzać nie będę:)

Głęboko zachęcam do przeczytania Rose Madder- naprawdę warto. W sposób charakterystyczny dla siebie King stworzył historię, którą czyta się jednym tchem.